PYROPHOBIA – wywiad

PYROPHOBIA – jeden z tych zespołów, które ostatnio często goszczą w moim odtwarzaczu. Chłopaki nie grają zbyt długo, ale z determinacją idą przed siebie.
O percepcji pierwszego materiału, nadchodzącym debiutanckim krążku
i kilku innych sprawach opowiedział mi lider zespołu Jakub.

Witaj! Co nowego w Pyrophobii?
Jakub Pelczar: Hello! W tej chwili przygotowujemy się do nagrywania najnowszego krążka Path of Acolyte który, jeśli wyższe siły pozwolą zostanie skończony pod koniec 2012r. Fakt faktem, pochłania to diabelnie dużo czasu a z dnia na dzień, na wierzch wygrzebują się nowe problemy, których człowiek normalnie nie rozpoznałby mijając się z nimi na ulicy. Mimo to jesteśmy na jak najlepszej drodze, żeby wszystko, co zaplanowaliśmy na ten rok zostało osiągnięte. Niedawno rozstaliśmy się z naszym sesyjnym perkusistą, Pawłem Leniartem, znanym z takich zespołów jak Misteria czy Red Eye, który wspomagał nas podczas ostatnich koncertów. W tej chwili jest prawdopodobne, że stanowisko garowego obejmie Tomasz Niemiec z kapeli Cryptic. Koncerty do końca roku pozostają niestety w zawieszeniu, przez wzgląd na obecne przygotowania do nagrywania. Prawda jest taka, że zawalamy jak dzikie osły, żeby wyrobić się przed deadlinem, i „złapać przyczepność”, która pozwoli nam jak najszybciej się z tym uporać. Co więcej, jakiś czas temu zostały położone pierwsze ślady pod piloty nowej płyty, a kolejne są w drodze, więc można z całą pewnością powiedzieć, że wystartowaliśmy i za jakiś czas będziecie mogli usłyszeć więcej konkretów.

Porozmawiajmy najpierw o ‚The Deadspeak’. Jak z perspektywy roku oceniasz ten materiał?
J: Pomimo, że minęło nieco czasu od jego nagrania, wciąż słucha się go przyjemnie, choć rzecz jasna wyłapuje się pewne szczegóły, które człowiek z chęcią nagrałby jeszcze raz, czy dodał pare dodatkowych pierdółek. Chyba każdy z muzyków, jakiś czas po zakończeniu nagrywania, gdy po raz dwusetny odsłuchuje materiał, nie jest do końca zadowolony z efektu. Taka jest chyba natura tworzenia muzyki i dążenia do jak najlepszej jakości. Już za czasów nagrywania EP mieliśmy masę pomysłów jak urozmaicić fizyczne wydanie, by było to coś więcej niż tylko zwyczajne promo. Niestety, nie starczyło nam na to ani czasu ani finansów, których z resztą wiecznie brakuje. Może uda się dorzucić trochę cieszących oko, tematycznych bonusów do Path of Acolyte, jeśli tylko uda się nagromadzić dość funduszy lub znaleźć sponsora.

Wydanie go na własną kieszeń wynika z waszej decyzji, czy nieprzychylności wydawców?
J: Od razu skupiliśmy się na wydaniu go własnym sumptem. Chcieliśmy jak najszybciej wystartować, poza tym szukanie wydawcy, jest na naszym poletku istną mordęgą. Tak czy inaczej, musieliśmy nagrać profesjonalne promo, by fajnie się tego słuchało. Wydaliśmy na to trochę kasy, a efekt końcowy w pełni nas zadowolił. Podobnie jest obecnie, sami staramy się finansować wszystko na bieżąco, chociaż zdajemy sobie sprawę, że ciężko będzie opłacić studio, mix i mastering, nie mówiąc już o dodatkowych kosztach, nawet tych mniejszych, jak na przykład druk okładek i produkcja bonusowych gadżetów, takich jak pejcze, skórzane ubrania z naszym logiem i takie tam cuda nowoczesnej techniki. Mimo wszystko jesteśmy dobrej myśli i trzymamy się naszych obecnych założeń. Jak wiadomo, nasze pierwsze wydawnictwo zawierało tylko 3 utwory, więc co za tym idzie, kieszenie członków zespołu za bardzo na tym nie ucierpiały. Path of Acolyte będzie zawierał już 12 utworów, z których jeden czy dwa można już znaleźć w internecie, z tym, że w formie wczesnych, koncertowych nagrań.

Jak wyglądała sprawa promocji materiału?
J: Mówiąc szczerze, do dupy. Mieliśmy sporo zawirowań w zespole, problemy personalne i organizacyjne mnożyły się szybciej, niż były rozwiązywane, dlatego też dopiero ostatnimi czasy, po poradzeniu sobie z większymi przeszkadzajkami, zaczeliśmy pełną parą promować stary materiał, rozsyłając go do co bardziej poważnych wydawnictw i zinów. W tej chwili nasza oficjalna strona internetowa http://www.pyrophobia.pl jest prawie gotowa do odpalenia, poszerzamy także nasze kontakty w metalowym światku i odświeżamy stare, więc w tej chwili wszystko idzie do przodu, czego nie dało się powiedzieć o wcześniejszych czasach. Jedyną poważną formą promocji w tamtym okresie było granie koncertów, więc dzięki temu, jakże pomysłowemu i nowatorskiemu rozwiązaniu byliśmy w stanie zaprezentować się w paru miastach i zaznajomić ludzi z naszą muzą. Promocji drogą internetową nawet nie liczę, bo w dzisiejszych czasach to standard i pies z kulawą nogą nie interesowałby się muzyką, której nie może znaleźć na popularnych stronkach.

Wracamy do teraźniejszości. Pracujecie nad debiutanckim longplayem. Pozostaniecie w tej samej stylistyce?
J: Owszem, choć na nowej płycie znajdzie się kilka smaczków, o które nie posądzaliby nas ludzie osłuchani z EP. Wszystko i tak wyjdzie przy nagraniu, może wpadniemy na jakieś ciekawe pomysły, które jeszcze urozmaicą nową płytę? Wyjdzie w praniu. Nowy materiał nie będzie na pewno misterną rewolucją, wyznaczającą nowe progresywne standardy w dość hermetycznym, death metalowym światku, bo nie takie jest założenie. Chociaż nie uświadczycie tutaj ani śladu instrumentów klawiszowych, rumuńskiej orkiestry narodowej czy blastów na cymbałkach, dołożymy wszelkich starań, żeby było naprawde ciekawie. W tej chwili jesteśmy bardzo zadowoleni z tego, jak przedstawia się forma longplaya, będzie dość różnorodnie, bez niepotrzebnego przeciągania utworów i dziesięciokrotnego powtarzania co lepszych patentów, żeby tylko wydłużyć materiał i tym podobnych zagrywek. Doskonale wiemy co chcemy zaprezentować tym albumem i na pewno, odsłuchując krążek, znajdziecie wiele powiązań pomiędzy poszczególnymi utworami, czy to w formie tekstowej czy muzycznej. Wszystko to ma na celu osiągnięcie jak największej jedności albumu, przy jednoczesnym nie popadaniu w szarość i nudę.

Ma to być album koncepcyjny z tego co wiem. Jaką historię przedstawi? Czym się inspirowaliście?
J: Warstwa fabularna tworzyła się od bardzo dawna. Pomimo, że stylistycznie Pyrophobia para się szeroko pojętym death metalem, daleko nam do standardowych inspiracji tematami, jakie można znaleźć w utworach takich wykonawców jak Cannibal Corpse, Death czy Deicide. Tworząc grunt pod fabułę wiedziałem, że nie będzie to miało nic wspólnego z tym, z czego słyną teksty innych kapel obracających się w podobnej stylistyce. Tematyka gore, walki z chrześcijaństwem, pentagramu łamanego przez jeszcze większy pentagram czy drobiazgowego opisu przeróżnych aspektów śmierci zdecydowanie nie mieścił się w ramach tego, co właśnie się kształtowało. Pisząc fabułę, skupiłem się na opowiedzeniu historii, w którą słuchacz z chęcią by sie zagłębił. Ja sam parę lat temu, z gorliwością godną fanatycznego tłumacza-amatora starałem się wyłuskać nawet najmniejsze niuanse w tekstach moich ulubionych utworów i sprawiało mi to zajebiście dużo frajdy. Zdajesz sobie na pewno sprawę, że dla wielu kapel, teksty są złem koniecznym. Pisze się je tylko po to, by były. Na taki przysłowiowy odpierdol. Bezładnie, chaotycznie, bazując na czymkolwiek co odrażające, mroczne, szokujące itp. Tego właśnie za wszelką cenę chciałem uniknąć. To nie teksty zainspirowane wybranymi dziełami Lovecrafta, okultyzmem Crowleya czy bobrzą norą skrytą w głębokim lesie. Można to bardziej porównać do próby wciągnięcia odbiorcę w fabułę filmu, do którego pisze się scenariusz. Również sama nazwa kapeli powstała nieprzypadkowo. Tematyka w wielkim skrócie przedstawia się następująco: Ogień występuje tu jako symbol dualistyczny, dający ciepło i nadzieję w nowych lunarnych czasach, a także synonim strachu, będący symbolem nowego Boga, nowego porządku świata. Głównym bohaterem Path of Acolyte jest człowiek, który poprzez wyzbycie się swoich przekonań oraz ślepe oddanie nowemu panu, jest w stanie oglądać „cuda” nowego świata, widzi zmiany, jakie zachodzą wokół, nie zdając sobie sprawy, że on sam jest ich ważną częścią. Więcej nie ma co zdradzać, każdy, kto będzie chciał dowiedzieć się więcej, z pewnością przeczyta teksty. Mam tylko nadzieję, że śledzenie fabuły zawartej w PoA da ludziom chociaż ćwierć tej przyjemności, ile dało mi konstruowanie jej.

Kto jest autorem tekstów?
J: Tekstami zajmuję się tylko ja, choć często rozmawiam na temat konceptu fabularnego z naszym wokalistą Arkadiuszem Czernickim. Ważne jest, żeby wokalista wiedział o czym śpiewa, znał od podszewki zamysł utworu i co za tym idzie, potrafił jeszcze bardziej wczuć się w swoją pracę. Czasami słyszy się kapele, w których wokalista wymyśla tekst na tuż przed koncertem, czy też, co gorsza, improwizuje w trakcie jego trwania, co być może nie jest wkurwiające dla zwykłego zjadacza metalu, który zjawił się na koncercie tylko po to, by posłuchać fajnego grania, ale we mnie zawsze pozostawia pewien niesmak. Jasne jest, że podejście do (jakby to szkolnie ująć) problematyki utworu, a także to, w jaki sposób chce się to przedstawić zależy tylko od wykonawcy i wielu osób postronnych to naprawdę nie interesuje, ale nie znalazł się jeszcze taki, który by wszystkim dogodził. Dla przykładu, piosenka pod tytułem „Moja matka gra na banjo” od razu przedstawia całą wizję i jest miłą odmianą dla pokręconych, enigmatycznych tekstów innych wykonawców, choć nie każdemu musi to pasować. Przede wszystkim starałem się ciekawie i konkretnie zobrazować każdy utwór. Jak to wyszło? Ciężko stwierdzić z mojej perspektywy, ale mam nadzieję, że po wydaniu materiału będzie mi dane wysłuchać opinii innych.

Kto zajmie się oprawą graficzną albumu? Jak rozumiem ma ilustrować cały koncept, więc sami coś opracowaliście, czy zwróciliście się do profesjonalisty?
J: Prawdę mówiąc, oprawa graficzna do Path of Acolyte jest już praktycznie skończona. Chcieliśmy by było to coś innego niż w The Deadspeak, coś bardziej szalonego i oddającego klimat nadchodzącego krążka. Nową oprawą graficzną zajął się niejaki Waldek Van Deurse który już przy pierwszym podejsciu trafił w dziesiątkę. Wysłaliśmy mu zarys koncepcji fabularnej, a on natychmiast to chwycił! Parę dni później mieliśmy już wersje demonstracyjną, która od chwili gdy sie ukazała, nie zmieniła się za wiele. Ot takie tam szczególiki. Od początku staraliśmy się, żeby wszystko co robimy, było jak najbardziej zbliżone do doskonałości, bez odwalania maniany, bazującej na oklepanych motywach. Jest ciekawie i będzie jeszcze ciekawiej, kiedy dopniemy wszystko na ostatni guzik.

Kto jest głównym kompozytorem materiału?
J: Cały materiał, począwszy od schematów perkusyjnych, poprzez gitary i linie wokalne komponuję ja, chociaż chłopaki również starają sie jak mogą podrzucać mi ciekawe riffy czy schematy, często z zajebistym skutkiem. Z początku chciałem, żeby każdy z nas, w równej mierze dokładał się do tworzenia materiału, jednak po jakimś czasie, kiedy sam zacząłem pracować nad kompozycjami, zdałem sobie sprawę, że nie potrafię już robić tego inaczej. Reszcie kapeli też to odpowiadało, bo dzięki temu materiał był bardziej spójny i konkretny, więc zostało tak jak jest. Schodzi to oczywiście o wiele, wiele dłużej, niż gdyby cała ekipa tworzyła materiał, ale przynajmniej wszystko jest pod kontrolą i nie zdarzy się na pewno gadka w stylu: „Panowie! Moje nowe, czterominutowe solo na okarynie jest gotowe, pierdolnę focha jak wam się nie spodoba”. Kiedy chłopaki przedstawiają mi jakiś schemat, musi to niestety idealnie wpasowywać się w klimat, który jest już bazowo narzucony, więc sporo patentów przedstawianych przez resztę muzyków odpada w przedbiegach. Niekiedy ich pomysły od początku cholernie mi się podobają i zostają po przeróbce dołączone do jakiegoś utworu, lub też na ich bazie, tworze nowy. Tak to mniej więcej wygląda, chociaż z drugiej oni też nie dają mi taryfy ulgowej. Po zaprezentowaniu nowego utworu, zostaje poddany chłoście mentalnej, kiedy reszta zespołu w ramach prezentu daje mi listę 20 rzeczy, które trzeba dopracować. Jeśli wszystko gra i są zadowoleni, zostaje obdarowany, jak to mówi nasz wokalista, pięciosekundową pochwałą wzrokową. Zależy, różnie to bywa, haha.

Napomknąłem o stylistyce. Jak sami określacie swoja muzykę? Kilka łatek do niej przylgnęło…
J: Przede wszystkim jest to technical death metal, choć w utworach znajduje się także sporo melodyjnych wstawek. Na pewno szybkie, rytmiczne, techniczne granie będzie przeważało nad typowymi zagrywkami opartymi na melodii, ale nie będzie to w każdym razie surowe i nastawione na jazdę bez trzymanki wyżywanie się na gitarach. Sama łatka, jak to ująłeś służyć ma tylko ogólnej prezentacji stylistyki, w końcu i tak każdy, kto choć raz odsłucha materiał wyrobi sobie własne zdanie i wrzuci Pyrophobię do tej czy innej szufladki. Ważne jest, żeby muzyka sama się obroniła, to aż tyle i tylko tyle zarazem. W każdym razie po wydaniu PoA, każdy będzie mógł sam ocenić.

Na jakich kapelach się wzorujecie? Jacyś ulubieni muzycy?
J: Może dziwnie to zabrzmi, ale od prawie 2 lat nieczęsto słucham metalu. Za dawnych lat namiętnie słuchałem wspomnianego już Cannibal Corpse, Behemotha czy Dimmu Borgir, jednak od jakiegoś czasu na moim odtwarzaczu znaleźć można wyłącznie muzykę orkiestralną i przeróżne soundtracki. Gerard K. Marino, Pfeifer Broz czy X-Ray Dog bardzo mi ostatnio podchodzą. Imponuje mi ich rozmach, a także to, ile pracy zostało włożone by zwykły odbiorca, słuchając danego utworu, został dosłownie porażony jakością, pomysłem i wirtuozerią wykonania. To samo chcielibyśmy wywołać u naszych słuchaczy, chociaż wiadome jest, że minie jeszcze sporo czasu, nim to, nad czym pracujemy odpowiednio się wyklaruje. A wracając do ulubionych wykonawców, jakiś czas temu cholernie spodobała mi się twórczość Cannabis (nie mylić z Cannibal) Corpse, która okazuje sie być sporo lepsza i ciekawsza, niż nowe dokonania ich własnych idoli. Czekam też na 3 płytę Dethklok. Po rewelacyjnym Dethalbum 2 mam ochotę na więcej.

Każdy marzy o czymś innym – mniej lub bardziej skrycie. O czym marzą muzycy Pyrophobii? Kasa, kariera, gołe dupy, koncert z muzycznym idolem?
J: Kasa oczywiście by się przydała, w końcu każdy z nas chciałby robić to co się uwielbia i jeszcze otrzymywać za to wynagrodzenie pozwalające na skupienie się tylko na Pyro, bez konieczności 8-12 godzinnej pracy gdzie się da, byle tylko dotrwać do dziesiątego;) Kariera? Pewnie, że byłoby zajebiście. Większość z nas trochu już pojeździła po Polsce lub dalej ze swoimi wcześniejszymi kapelami, więc każdy wie, że nie ma nic lepszego, niż wspólna wielogodzinna przejażdżka busem i zagranie dobrego koncertu dla ludzi, którzy potrafią wykrzesać z siebie ogień pod sceną, czy po prostu fajnie bawić się na koncercie popijając mniej lub bardziej mocne trunki. To główny powód robienia czegokolwiek w muzycznym kierunku i grania gdzie tylko się da, nawet za koszty przejazdu, a także często bez żadnej, nawet minimalnej gratyfikacji. Jeśli chodzi o gołe dupy, trzeba zapytać każdego z osobna, haha, może chłopaki widzą w tym coś aż tak kurewsko interesującego, że przesłania im to inne przyjemności i jest jedynym powodem grania? Cholera to wie, ale ważne, że chce im się grać i każdy dokłada swoją cegiełkę to Pyrophobii. Jeśli chodzi o muzycznego idola, z pewnością chcielibyśmy kiedyś wystąpić z takimi gwiazdami jak Behemoth, Vader czy Decapitated. Kto by nie chciał? W końcu to nie tylko nasza, ale także światowa czołówka, kurewsko profesjonalna i ograna niczym pastuch na kobzie. Co przyniesie czas, zobaczymy. Mam tylko nadzieję, że chęci, ciężka praca oraz współpraca z pozostałymi członkami kapeli pomoże nam osiągnąć zamierzone cele. Kto chce, może już trzymać kciuki, ewentualnie zasilić nasze konto pokaźnym zastrzykiem kosmodolców 😉

Obecnie żaden z was nie gra w innej kapeli? Skupiacie się tylko na Pyrophobii?
J: Jedyny muzyk, który udziela się w innych projektach to Paweł Szczupak, grający w folkowo-metalowej kapeli Diaboł Boruta oraz w bardzo ciekawym rzeszowskim zespole Carrion Crow, który z resztą niedługo wypuści na świat swoją pierwszą, bardzo dobrze zapowiadającą się płytę. Reszta z nas poświęca swój czas Pyrophobii, chociaż jeszcze jakiś czas temu, nasz gitarzysta Michał Wyrwa, przez bardzo długi czas rwał struny i pizgał po gryfie w Banisher, także death metalowej kapeli. Ja niestety nie mam już tyle czasu ile chciałbym mieć, więc ciężko znaleźć mi go choćby na jeden poboczny projekt. Praca nad nowym albumem, komponowanie utworów na następną płytę, pisanie tekstów i dalsze rozwijanie fabuły z bezczelnością godną poborcy podatków zżerają cały mój wolny czas. Czasem człowiek oderwałby się od tego na jakiś czas i pograł dla odmiany gdzie indziej, ale co robić? Parafrazując wypowieć pewnej dość znanej fikcyjnej postaci: „Pyrophobia to moje dziecko. Karmie je, przewijam, ale jak dotąd niewiele osób słyszy jego krzyk”. Tak więc najwyższy czas to zmienić.

Pochodzicie z Rzeszowa. Jak stoi scena metalowa w tym mieście? Jesteście popularni na własnym podwórku?
J: Nasza scena prężnie się rozwija, choć niestety wiele kapel z dawnych lat, którym się kibicowało odeszło w zapomnienie. Na szczęście mamy tutaj wiele nowych, tworzonych przez mniej lub bardziej doświadczonych muzyków, które mają szansę wypłynąć na szerokie wody. Od wspomnianego już Diaboła Boruty, którego muzyka od początku cholernie mnie zainteresowała oraz Carrion Crow, można dołączyć też kilka innych fajnie zapowiadających się projektów. Mamy Gind & Rollową ekipę Cremaster, która to od dawna dobrze poczyna sobie w metalowym świadku, black metalowe Noctis i przeciekawie zapowiadającą się Runopatie, również tworzącą muzyke w blackowych klimatach. Jest też wiele młodych kapel, które dopiero stawiają swoje pierwsze kroki w ogólno pojętej metalowej stylistyce, jak choćby gotycki Nerzhul. Jednak to co jest dużą zaletą w Rzeszowie, także pcha tę scenę w dół. Ilość i zróżnicowanie okolicznych kapel, a także przesyt koncertów odbija się na frekwencji. Ludzie przychodzą do knajp napić się piwa, a dopiero w drugiej kolejności posłuchać muzyki. Jeśli do koncertu dochodzi jeszcze konieczność kupienia biletu za więcej niż 7-8 zł, wtedy kapele mogą być prawie pewne, że wielkich tłumów nie będzie. Taka jest niestety rzeszowska specyfika, zespoły grają za symboliczną zapłatę w browarach, sporadycznie tylko otrzymując żywą gotówkę to rąk. My sami w tej chwili wstrzymujemy się z koncertami do czasu wydania nowego albumu, choć na pewno, gdy czas pozwoli wznowimy sceniczną działalność, odwiedzając jak największą ilość miejsc, w których ludzie chcieliby posłuchać materiału na żywca. Jeśli chodzi o popularność na własnym podwórku, ciężko to jednoznacznie stwierdzić. Na frekwencje koncertową nigdy jakoś nie narzekaliśmy, ludzie fajnie się bawili, nikt nie groził nam strzałem z bicza ani prokuratorem za zbezczeszczenie eteru swoją muzyką, więc z odbioru naszej muzyki jesteśmy zadowoleni. Myślę, że ludzie czekają przede wszystkim na zapowiadanego longplaya, bo po 3-utworowym promku i samych koncertach czasami ciężko na dłużej zainteresować się kapelą.

Ostatnie słowa należą do Ciebie.
J: Przede wszystkim należy podziękować tym, którzy w mniejszy czy większy sposób starają się wspierać ekstremalną muzykę. Tym, którzy pomagają zespołom, organizują koncerty, prowadzą rzetelne internetowe ziny, ale przede wszystkim tym, którzy przychodzą dobrze bawić się na koncertach. Trzymajcie rękę na pulsie i spodziewajcie się kolejnych informacji już niebawem.

Dzięki za wywiad. Pozdrawiam.
J: Dzięki i do następnego!

rozmawiał: dezel

Saratan przygotowuje teledysk!

Krakowski Saratan wraz z Red Pig Productions rozpoczął pracę nad teledyskiem do promującego nadchodzącą trzecią płytę Martya Xwar utworu Ba’al Zevuv. Zdjęcia do produkcji rozpoczną się w połowie czerwca. Efekt współpracy będzie dostępny na jesień tego roku, wcześniej natomiast będzie można zobaczyć foto relację z planu klipu przygotowaną przez bandphoto.pl

Red Pig Productions to ekipa odpowiedzialna za teledyski takich zespołów jak: Decapitated, Sceptic, Totem, Cemetery of Scream i Witchking.

Więcej informacji można znaleźć na:

www.redpig.dl.pl
www.saratan.pl
www.facebook.com/saratanband

info: Mythrone

HÄMMER prezentuje premierowy utwór

Powracająca po latach milczenia legendarna polska formacja Hämmer, będąca jedną z tych, które w latach osiemdziesiątych tworzyły silną krajową scenę, docenianą także poza granicami Polski, zawzięcie pracuje nad premierowym materiałem! Krążek zatytułowany Mind Crushing Hammer jest nagrywany z gościnnym udziałem wielu znanych i cenionych artystów, a jej premiera zbliża się wielkimi krokami.

W oczekiwaniu na nową płytę, zespół zaprezentował premierowy utwór, zatytułowany Every Alice, Every Day, który można już usłyszeć na falach kilku niezależnych rozgłośni radiowych. Utwór pokazuje zaskakujące, nowe oblicze Hämmer, pełne luzu i poczucia humoru. Akustyczna kompozycja sugerowałaby totalną zmianę stylu, ale czy tak będzie faktycznie? Jak zapowiada zespół, na płycie będzie mnóstwo ostrego łojenia, więc starzy fani mogą być spokojni o formę spółki Kohler & Harris. Jako ciekawostkę warto nadmienić, że nowy utwór jest kompozycją autorstwa Piotra Kryńskiego w zupełnie nowej, odświeżonej aranżacji Hämmer, odtworzoną po wielu latach „z pamięci” i miał początkowo znaleźć się na płycie Mind Crushing Mirror z 1993 roku, która jak dotąd nie ujrzała światła dziennego.

Utworu Every Alice, Every Day możecie posłuchać już dziś tutaj:

Zapraszamy również do obejrzenia najnowszych zdjęć z sesji do nowego albumu.

Więcej informacji na temat zespołu i jego najbliższych planów, znajdziecie na stronie: http://hammer25.manifo.com oraz na oficjalnym profilu Facebook.

Calm Hatchery wracają do korzeni!

Nakładem niezależnego labelu Defense Records (m.in. Dira Mortis, Terrordome, Epitome) ukazała się reedycja archiwalnych materiałów grupy Calm Hatchery, którą można było ostatnio oglądać podczas wspólnych koncertów z Vader. Album zatytułowany El-Alamein zawiera pierwszą płytę zespołu i demo These Which Were. Łącznie na CD znalazło się 14 deathmetalowych kompozycji, które powinny przypaść do gustu fanom Morbid Angel, Vader i Bolt Thrower. Album można kupić w oficjalnym sklepie internetowym Defense Records, który znajduje się pod adresem defense.8merch.com. Promującego album utworu Beauty of Pain możecie posłuchać tutaj .

NOWA PŁYTA SARATAN GOTOWA!!

Trzecia płyta krakowskiego Saratan jest gotowa i zostanie wydana jesienią 2012 roku. Album będzie nosić tytuł Martya Xwar (czyt. „Martja Huar” – /ludożerca/). To blisko 40 minut thrash-death metalu ubarwionego etnicznymi instrumentami, orientalnymi wokalizami oraz orkiestracjami. Płyta była nagrywana przez pięć miesięcy w pięciu różnych studiach nagraniowych, a za miks i mastering odpowiedzialny był V.Santura, gitarzysta Triptykon, Dark Fortress, czy dawniej Celtic Frost! Autorem oprawy graficznej albumu jest Michał „Xaay” Loranc (Nile, Kamelot), a za sesje zdjęciowe odpowiedzialna jest ekipa Bandphoto.

Saratan stworzył tę płytę w trzyosobowym składzie. Przed sesją zespół rozstał się z gitarzystą – Mateuszem Gajdzikiem.

Wrócili! Odbili się od dna samego piekła by znowu wrócić na scenę i grać. INFERNAL DEATH – zespół, który wraz z takimi kapelami jak VADER, IMPERATOR, ARMAGEDON czy BETRAYER tworzył od podstaw polską scenę death metalową w końcu spłodził swój debiutancki album! Zespół, którego korzenie sięgają 1991 r. Oddaje wreszcie w Wasze ręce oficjalny produkt zawierający 10 brutalnych, mocno osadzonych w klimatach oldschool death metalu utworów. Całość dopełnia bonus w postaci demo zespołu Twilight Tales z 1992 r.
Taki powrót do przeszłości w 20stą rocznicę pierwszego wydania tego materiału. Przygotujcie się na Piekielną Śmierć, która ukaże swą Twarz we Mgle i ustanowi Nowy Ład.
Premiera: czerwiec 2012.

info: Mythrone

MUSICK MAGAZINE nr 1/2012

21 maja trafi do sprzedaży nr 1/2012 Musick Magazine. Na 80-ciu stronach znajdziecie solidną dawkę materiałów o ekstremalnych brzmieniach rockowego pochodzenia.

W numerze znalazły się wywiady z takimi kapelami, jak: Napalm Death, Furia, Asphyx, The Devil’s Blood, Vader, Moonspell, Esoteric, Orange Goblin, Black Cobra, Amebix, Sigh, Pandemonium, Trauma, Bestial Raids, Whitesnake, Vallenfyre, Morbid Angel, Voidhanger, Ketha, Lord Mantis, Black Oath, Blaze of Perdition, Deivos. Poza tym przeczytacie rozmowy z bardzo rzadko goszczącymi w krajowych mediach: krakowską Mgłą oraz Henrym Rollins’em.

Ponadto w numerze znajdziecie retrospektywny artykuł o Cathedral, felieton autorstwa Tryłkołaka Ekstremalne Zmyśli oraz infografikę Śmierć W Cieniu Palm, w której Paweł Frelik prezentuje death metalową scenę z Florydy z lat 80/90-tych. Obszernym artykułem przypominamy również o 25-tej rocznicy ukazania się debiutanckiej płyty Scream Bloody Gore legendarnego Death. Całość uzupełniają recenzje i relacje z koncertów.

Do magazynu dołączone są dwie płyty kompilacyjne: trzecia część kultowej Sounds of Apocalypse z Pagan Records oraz prawdziwa petarda w postaci Thrashing Damnation – Thru Compilation, na której prezentują się najbardziej obiecujące polskie thrashowe ekipy. W sumie obie kompilacje przynoszą ponad 2 godziny czadu i młócki, jakiej szukał każdy fan ekstremalnych brzmień.

Nowy numer można zamawiać bezpośrednio u nas pisząc na adres: info@musickmagazine.pl , na Allegro (link do aukcji podamy w poniedziałek 21 maja), w dystrybucji Pagan Records , Witching Hour Productions oraz w sklepach muzycznych w całej Polsce:

Kraków – Metal Shop ul. Długa 17
Katowice – Sklep All ul. Mickiewicza 14
Wrocław – Sklep Rocky Runek, D.H. Feniks, IV piętro
Łódź – Sklep Boman ul. Kilińskiego 141
Lublin – Salon Muzyczny M – Music Aleja Kraśnicka 215
Poznań – Sklep Satisfaction – scar ul. Półwiejska 20

Więcej szczegółów na: www.musickmagazine.pl

GORTAL ujawnia szczegóły nowej płyty

16 czerwca 2012 GORTAL rozpoczyna sesję nagraniową w warszawskim Progresja Studio, pod okiem Pawła Janosa Grabowskiego. Roboczy tytuł płyty to Deamonolith. Album będzie się składać z 9 zupełnie nowych kompozycji.
Zespół zaprosił do sesyjnej współpracy Michaela (PANDEMONIUM), który będzie odpowiadał za partie gitary basowej. Projektem graficznym zajmie się ponownie Michał Xaay Loranc. Planowana data wydania płyty pod sztandarem Pagan Records to jesień bieżącego roku.

Więcej informacji:
http://www.facebook.com/GORTAL666
http://www.myspace.com/gortal
http://www.youtube.com/user/666gortal

PAGAN RECORDS:
http://www.paganrecords.com.pl